2022 to był długi i intensywny rok. W samej naszej przygodzie pod szyldem Polska z Offu działo się tyle, że paradoksalnie mogło się wydać, że byliśmy mniej aktywni – ze względu na prace organizacyjne „z zaplecza” opublikowaliśmy trochę mniej playlist niż w 2021, zdecydowanie mniej not z feedbackiem dla ich bohaterów. Ale ten przestój zbliża nas do zwiększenia regularności! „Cierpliwości”, powiedziałbym, gdyby nie to, że sami się niecierpliwimy, żeby się z Wami paroma nowinkami podzielić.
Utrzymaliśmy za to regularność w organizacji wydarzeń. Każdy z 14 koncertów warszawskiego cyklu w Ośrodku Kultury Ochoty OKO powinien trafić do tej topki, ale umówiłem się ze sobą, że o nich nie będę pisał – dość, że dzięki cyklowi mogę spełniać sobie (i rosnącej grupie bywalców cyklu) sporo koncertowych marzeń. Do podsumowania biorę więc jak własny format zaproponowany przez Szyma: po 3 utwory, albumy i pozaPzOwe koncerty, które najmocniej zapisały mi się w pamięci. Czyli: podium zaskoczeń, frajd i szajb!
UTWORY ROKU:
Max Bravura – Ciężar
Geez, co to za singiel! Max Bravura wrócił do grania po paru latach przerwy, oj, i dorasta do własnej nazwy! Muzycznie – dayum, nikt tak nie grał od czasu Skaldów (jeśli myślicie, że to nie brzmi jak komplement, to macie do nadrobienia dyskografię Skaldów), tyle tu smaków, tyle stylu, tyle mylnych tropów, i ta wspaniała dezynwoltura na wokalu! Tekstowo – to zaskakująco lekki gatunkowo, ale jednak wyrzyg na Polskę A.D. 2022. Publicystyczne ostrze trafia celnie, nietuzinkowa językowa wyobraźnia działa na korzyść, i ta wspaniała dezynwoltura we frazowaniu! Moje prywatne top 1, bravo!
Obrazek – Cristal Melancholia
Ten numer coś mi robi, uchyla jakieś emocjonalne furtki, których zawiasy dawno od nieużywania pordzewiały. No i łatwo się spodziewać, co dzieje się dalej, kiedy go słucham: zawias upiornie skrzypi, rdza stawia opór, furtka zatrzymuje się w plątaninie chaszczy w momencie, kiedy można najwyżej wetknąć przez otwór głowę i rozejrzeć się za tą dawną emocją, ale wejść do środka się nie uda. Frustrujące? No tak! A pociągające? Bardzo! Tak bardzo, że staję przed tą furtką regularnie, i za każdym razem mam coraz większą nadzieję, że nie uda jej się otworzyć. Tajemniczy ogród musi pozostać tajemnicą – i to się bardzo Obrazkowi udaje.
DLA KONTRASTU – Kolejka wydłuża się i skraca równocześnie
Miało nie być o koncertach, które organizuję, ale nikt nie mówił, że nie może być o mojej własnej muzyce! A serio, to EPka, którą wydaliśmy z DK na nasze dziesięciolecie pod koniec 2021 roku jest dla mnie ważnym materiałem, a Kolejka… jest ważną piosenką, która towarzyszyła w minionym roku paru ważnym dla mnie ludziom, która trafiła do radia, która pozwoliła mi w końcu bardzo pewnie stanąć za własnym graniem. Niech więc ten wybór będzie dla mnie notatką z wielu istotnych, ale insajderskich historii z 2022, a dla Was – reklamą muzyki gospodarzy Polski z Offu. Gdybyśmy te 11 lat temu nie postanowili grać offowej muzyki, dziś nie byłoby PzO. A ja się cieszę, że jest.
ALBUMY ROKU:
Licho – Ciuciubabka (Pagan Records)
O najnowszym Lichu pisałem już tutaj, więc nie będę się powtarzał, poczytajcie sami. Jeżeli czegoś szukam w offie, to właśnie tego, co zespół Dominika Gaca wyczynia ze swoimi kompozycjami, pozostając przecież blisko ram gatunkowych black metalu. Wyobraźnia, dowcip, błyskotliwość, atmosfera wylewająca się z głośników wiadrami. Klasa, topka, koniec i kropka.
19 wiosen – Nów (Requiem Records)
Oj no bo mam słabość do tego, jak Marcin Pryt opowiada świat! Po niewiarygodnym projekcie Tryp, a przed debiutem duetu SRAM, z nowym albumem wróciło jego flagowe 19 wiosen, zresztą w 30-lecie istnienia zespołu. Ależ jest to rozpasane granie! W jego sercu pulsuje oczywiście punkowy wkurw, ale mam poczucie, jakby materiał powstawał logiką kuli śnieżnej, przylepiając do siebie każdy aranżacyjny pomysł, przez jaki się przetoczył, każdy temat proszący się o cięty komentarz, każdą emocję i ekspresję, aż na końcu wpadnie w uszy słuchacza niepowstrzymaną lawiną. Jestem tym zachwycony, chociaż nawet jak dla mnie miejscami Nów jest over the top. Ale po pierwszym „no co wy, przesada!” biorę kilka wdechów i przypominam sobie, że od tego jest lawina, żeby zmieść nieszczęśników, którzy staną na jej drodze.Powiedziałem: nieszczęśników? Miałem na myśli: szczęśliwców, bo takiej lawinie naprawdę warto dać się porwać.
Maja Laura – Bardo (Maja Laura Records)
Dlaczego akurat ten album na podium? Nie wiem. O co w nim chodzi? Nie wiem. Czy mi się podoba? Nie wiem.
Ale wiem, że jego odsłuch zapisał mi się w pamięci jako jedno z najmocniejszych słuchaczych doświadczeń z całego roku. Takich, wybaczcie anglicyzm, unsettling, rozpiętych między zachwytem a niezgodą. Maja Laura szykuje się do bycia jedną z najniezwyklejszych osobowości na scenie, ma absolutnie osobne, niepowtarzalne podejście do songwritingu (aż się czasem gubi w nim wektor „song”), jej muzyka jest odważna, nietuzinkowa i autorska, na pewno też niszowa. Do przeżycia samemu, nie do opowiedzenia.
A że jeszcze obok własnego muzykowania jest w Mai Laurze ten aktywizm, który kazał jej powołać do życia własny label i funkcjonować również na rzecz innych twórców – moje serduszko jest tym dla niej gorętsze.
Aha, i niech sczezną krytycy, którzy potrafią wrzucić ją tylko do wora z napisem „Nick Cave w spódnicy” – w piekle musi być dla nich przygotowany osobny krąg. Maju Lauro, proszę – wyrzuć ten cytat z bio. Jesteś Mają Laurą i nikim innym, i to Cave mógłby się najwyżej bycia nią od Ciebie uczyć. Serio.
KONCERTY ROKU:
Latarnik w Mazowieckim Instytucie Kultury w Warszawie w ramach cyklu Space of Jazz
Gdyby się mnie teraz żarty trzymały, napisałbym, że projektem Latarnik stara się Marek Pędziwiatr rozbić monopol hani rani na współczesną pianistykę w muzyce popularnej. Ale byłby to ewidentny witz, bo Pędziwiatr nie musi się o nic starać, będąc jednym z najaktywniejszych twórców na naszej scenie, na dodatek o wszechstronności pozwalającej mu naraz współtworzyć jazzowe EABS i produkować feministyczne electro Panilas.
A Latarnik to piękny, czuły, tak kameralny, że wręcz wsobny materiał, osnuty wokół prywatnej historii rodzinnej muzyka. Z twórczością Hani ma tyle wspólnego, że Pędziwiatr też potrafi zagrać taką ciszę, która usadawia się w sercu. Poza tym – to jego świat, jego przyjemność i wspólna ze słuchaczami medytacja, do której potrzeba tylko fortepianu i wąskiego snopu światła. Nie wyobrażam sobie tego koncertu w żadnej dużej hali. Odwrotnie – wyobrażam sobie, że słuchałem go w domowych warunkach, przy herbatce i opowieściach, jakby był zagrany mimochodem podczas spotkania w gronie bliskich znajomych.
A to największa sztuka.
xDZVØNx (ze Swayzee) na barce w Warszawie w ramach Lado w mieście
No wpierdol, co Wam będę mówił. Wyobrażałem sobie, że żeby Dzvonki zabrzmiały takim piekłem, jakie rozpala się na ich płytach, trzeba przeżyć ich gig w jakiejś, wiecie, heroinowej berlińskiej piwnicy w latach 80. A gdzie tam! Piekło to oni, że poważę się na najdurniejszą możliwą trawestację Sartre’a, a piwnicę każdy w sobie nosi swoją. Natomiast żeby jedno z drugim zrobiło tak piorunujące wrażenie zaduchu i klaustrofobii, mimo plenerowych warunków i widoku na patriotyczną kratę Stadionu Narodowego, żeby tłumek mający do dyspozycji cały pokład barki tłoczył się przy scenicznym narożniku jakby świat miał się na tej imprezie skończyć – tu już trzeba energii i charyzmy tego duetu. Zjawisko!
mona polaski (z Heimą) w Zaścianku w Krakowie
Oficjalnie: kocham chłopaków z mona polaski! To jedyny znany mi zespół, który daje mi naraz przeżyć emocje jakbym miał ciągle te dwadzieścia lat, ale kompletnie bez zawstydzenia. Totalnie mógłbym mieć te swoje 30+ i powiesić sobie nad łóżkiem ich plakat, no wiecie, o co mi chodzi! Jest w ich graniu, soundowo zresztą potężnym, gitarowo chropawym i syntezatorowo zdecydowanym, jakiś rodzaj czystości, niewinności, nie wiem jak to określić. Teksty Karola Stolarka są tak doskonale celne, lakoniczne kiedy trzeba dojebać, nieśmiało naiwne, kiedy pora zbudować porozumienie ze słuchaczem, wszystko się w nich zgadza. A wykon, wykon jest u nich ogniem, to równocześnie sprawne, choć neurotyczne sceniczne show i bardzo bliskie, bezpośrednie spotkanie. Jak to robią?
No, a w Krakowie grany był materiał z nadchodzącej płyty, i grany był już w kwartecie z żywą perkusją, i było to świetne. Kibicuję mocno graniom chłopaków na kolejnych showcase’ach, bo kto jak nie oni!
I starczy, umówiliśmy się na takie trzy po trzy, lepiej skończyć, bo już mi się rzuciły w oczy kolejne i kolejne tytuły, do których bym natychmiast wrócił. A tylu rzeczy nie zdążyłem jeszcze wysłuchać z należytą uwagą, ciekawego powrotu kIRk-u, fenomenalnego nowego Odpoczna, i, i, i…! Jestem wdzięczny za Polskę z Offu. I nie, nie że tylko wdzięczny sobie, że słucham, i nie tylko całej fundacyjnej ekipie, że mam z kim. Za to, że wiem, ile jest do słuchania – dziękuję Wam wszystkim, którzy gracie! Fajnie móc się w ten sposób spotkać 🙂
fot. Марія Журенко przed koncertem Di Libe brent wi a Nase Szmate w OKO