Za każdym razem, kiedy w przebiegu zeszłorocznej plejki pojawia się „Son” od Rogi Clush, mam ciarki. Ten matowy, ciepły głos, tak dobrze uzupełniający kameralną, ale przestrzenną kompozycję, ta powoli rozwijająca się, ale trzymana pewną ręką struktura, to jakość sama w sobie – i chyba też highlight całego zeszłorocznego albumu „Even Gods”. 

Ale ten album to znacznie więcej niż jego najlepszy moment, cały skrzy się doskonale użytymi barwami i fakturami. W nietuzinkowych strukturach piosenek Clusha pojawią się i epicko brzmiące pasaże jak z filmowych score’ów, i awangardowo wykorzystywana elektronika, do tego wokalna wrażliwość i wykony, których nie powstydziłby się Högni Egilsson. Gdzieś w tle pobrzmią też inspiracje progrockiem, ale tym spod znaku Frippa, ktoś może usłyszeć i wpływy późnego Bowiego, choć na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się odrobiona skandynawska lekcja i doświadczenie w branży filmowej. Spośród różnych oblicz Igora Szulca, jego anagramowy Rogi Clush jest tym, na którego nowe rzeczy czekam najmocniej. 

A po potężnym singlu „Andromeda (The Wonder)”, który wleciał na streamingi parę dni temu, czekam na więcej jeszcze mocniej. //AKD


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.