Koniec Pola to jest mój spirit band. Naprawdę, gdybym chciał grać jakąś muzykę sam, a nie z ludźmi, z którymi gram na co dzień, chciałbym umieć grać taką, jak Dominik i jego grupa. Przedziwne, porywające opowieści, zbudowane z soundscape’ów, dronowych pejzaży, metalowych gruwów, składających się w powidoki jakichś niemożliwych słuchowisk, poparte minimalistyczną poezją, nic mniej dziwną i dziwnie podaną, niż wszystko wokół. I „dziwnie” w ramach tej noty to oczywista superlatywa.
Żywość tej muzyki to też i pewna dezynwoltura w żonglerce skojarzeniami i stylistykami. Tym bardziej urzekająca, że podszyta, mam wrażenie, bystrą drwiną, począwszy od tytułu pierwszej płyty, składającego się w kalambur: Koniec Pola „Cy”.
Drugi, zwarty, niedługi album „Trop” jest naturalną kontynuacją stylu, ale różni się od „Cy” znakomicie; materiał nabrał lekkości, jak na to, co chłopaki grają, może nawet „piosenkowości”, wszak łatwiej śledzi się struktury w dramaturgii utworów. Miejscami słyszę tu mechanikę gry, która przywodzi mi na myśl literackie projekty Karbido. Niewątpliwie wiele miejsca, zajmowanego dotąd przez posępne (posępniejsze!) pejzaże, przejął humor. Nieoczywisty, wyrażający się to w tonie głosu, to w stylistycznym wykrętasie, to wynikający z umiejętnego zarządzania nastrojem. Dojrzalszy to materiał od pierwszego, a też i chyba tylko pomost do kolejnego, już pełnowymiarowego albumu. Czekam!
PS. Na szczęście są streamy, ale w przypadku Końca Pola szkoda mi, że aż tak limitowane są ich fizyczne nakłady. Fizyki z oficyny Devoted Art Propaganda to eleganckie poetyckie artbooki, dodające muzyce KP ciekawych akcentów. //AKD