Mam wielką sympatię do tego zespołu, a numeru „Po szkole” słucham obsesyjnie przynajmniej od roku. Jest w nim jakaś cudowna dwoistość: wintydżowa estetyka, jakby pastisz, bo ja wiem, wczesnej Urszuli i Budki Suflera, z tekstem mówiącym o naiwnej, szkolnej miłości, z refrenem „Kiedy jesteś blisko, jesteś numerem one”. Teoretycznie pół kroku od krindżu totalnego. A podane jest to tak lekko, pięknie i ze szczerymi intencjami, że aż topnieje serduszko. Na swojej debiutanckiej płycie Cudowne Lata puszczają oko do zgranych estetyk nie po to, byśmy się dystansowali, ale dlatego, że te wszystkie ejtisowe bębny, synthowe pasaże i nieco nadekspresyjne gitarowe sola są tu scenografią trochę sentymentalnych opowieści o zakochaniu, fascynacji czy bliskości. I to działa! Człowiek się wzruszy, i uśmiechnie, i nóżką by do tego pokręcił na jakiejś dobrej potańcówce, jeszcze jak! Maleńki complain: zabrakło mi na tej płycie może jeszcze jednego hitowego highlightu na miarę „Po szkole” czy finałowego „Zapach i Ty”, ale bardzo jestem ciekaw, na jakie kolejne boisko wezmą nas te artystki. Halo, czekam! // SK