Pisałem już o nich na swoim kanale na Ig @wlasna_polka, przyznając się przy okazji, że jestem folkheadem: Yurodivi wyrwali mnie swoim krótkim albumem z przyzwyczajeń, z jakichś słuchackich kolein, które każą oczekiwać zwłaszcza po kolejnych podejściach do muzyki etno tego, co już się zna. Tyle tych podejść, tu laboratoria wokalnych harmonii, tu jakieś ska w podstawie, tu flirty z gotykiem, a tam z dreampopem. A Yurodivi nonszalancko stają przed nimi wszystkimi ze swoim brudem, przesterami, chałupniczym miksem, samodzielnie wykombinowanym i wyśpiewanym wokalem, niewyrafinowaną, pędzącą we wkurwieniu elektroniką, nawet z wyświechtaną, a przecież wcześniej nie użytą nazwą, i mają wszystko i wszystkich gdzieś. To jest ich folk, nawet jeśli biorą na warsztat, nazwijmy to, standardy. Ich granie, w ich obejściu, nic ci do tego, take it or leave it. Ja to biorę, słucham z satysfakcją, zażeram się ich energią i czekam na więcej. Począwszy od jakiegoś live’u! //AKD