Wszystko mi się w tej trzyutworowej EPce podoba. Surowe garażowe brzmienie, spontaniczna improwizatorska energia, która jakoś zaskakująco idzie w parze z metodycznym podejściem do komponowania eleganckich i niebanalnych melodii. Pył to granie gitarowe, brudne, to instrumentalna transgatunkowa rockerka z charczącym saxem i mocną sekcją. I z wycieczkami w rozmaite rejony. Bo jest i wspomniany garażowy brudek, ale jest i jazz, sporo brytyjsko brzmiących eksperymentalnych jazd (fani black midi będą ukontentowani), ba – nawet zdarzają się tu i tam szlify rodem z ekstremalnego metalu. „Farwater” to muzyka momentami brutalna, momentami majestatyczna, inny razem – liryczna. Ale przez całe dwadzieścia minut słucha się jej z dużą satysfakcją. Offowa perełka tego roku. //SK