Pamiętam, jak usłyszałem po raz pierwszy tę piosenkę, moją pierwszą myślą było: „rany, żałuję, że ja tego nie nagrałem 10 lat temu”. Posłuchałem jeszcze kilka razy i pomyślałem, że ten numer jest trochę pretensjonalny. Dokładnie tak, jak to, co pisałem do szuflady 10 lat temu.

Prometh jest super minimalistyczny, słyszysz, że to jest nagrane w domu, w środku pandemii i… totalnie działa. Można się zżymać, że ukulele brzmi jak nagrane na telefon, że sample i bity proste, ale po co? Nie potrzeba tu niczego więcej. Ta surowość fenomenalnie współgra z tym, co piosenka przekazuje – poczucie, że coś dookoła jest nie tak, ale trudno właściwie powiedzieć co. Czy to świat, czy ja?

Wydaje mi się czasem, że wielkim sekretem życia, o którym nikt specjalnie nie mówi, jest fakt, że dla niektórych (a może dla wszystkich?) to, co nazywamy boomersko młodzieńczym buntem, nigdy się nie kończy. Najwyżej możemy go trochę uciszać. Ale świadomość, że mając lat 30, 40, 70, wciąż w sercu czujemy czasem ten sam wkurw niedopasowania, co w wieku lat szesnastu, jest porażająca. Prometh najwyraźniej też to czuje i opowiada o tym – w punkt. //TN


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.