Kiedy na samym początku Polski z Offu na naszej plejce znalazł się „Lament serdeczny” zespołu Jerycho, sami wykonawcy zdawali się być tym zaskoczeni (sądząc po pozostawionym u nas komentarzu). Co rozumiem, kiedy niszowe gatunki, zwłaszcza przyzwyczajone do odbioru ze strony, że tak powiem, wyspecjalizowanej widowni, przywykają też do pozostawania w swoich niszach. I wtedy całe na biało pojawia się określenie „off”, tak, jak je rozumiemy, i przyjmuje pod swoje skrzydła każdego, komu jego szajba każe robić własną niszową twórczość.

Jakżeż piękny jest album „Golgotha”! Rozumiem, że nie dla wszystkich uszu przeznaczone jest spędzanie pięciu kwadransów z polifoniczną pieśnią sakralną tradycji chrześcijańskiej, tak jak nie każdy zasłuchuje się na co dzień w madrygałach czy zasypia do barokowych poematów operowych z towarzyszeniem basso continuo. Ja na przykład – surprise, surprise! – nie. Ja sobie jakąś americanę puszczę rano czy elektronikę wieczorem, jak mam taki wajb. A jak mam inny, to sobie posłucham rekonstrukcji melodii ludowych z Rzeszowszczyzny. A dziś znowu słuchałem „Golgothy”, jakżeż piękny to album!

To też pierwszy raz od płytowego debiutu z 2016 roku, kiedy Jerycho wzięło na warsztat przede wszystkim pieśni polskojęzyczne (jasna rzecz, że pracując głównie na średniowieczu, łaciński repertuar ma szerszy). Nic nie poradzę, rozpływam się przy tych wielogłosowych harmoniach, tych nieoczywistych melodiach, tak różnych nie tylko od tego, do czego przyzwyczaja muzyka współczesna, ale i choćby od tradycyjnej ludowszczyzny, mimo że znać w niej tę samą szczerą żarliwość. Nikogo nie próbując obrazić: cieszą mnie momenty, w których mantryczna pieśń porywa śpiewających, staje się sama sobie sednem i celem, a zarówno lament, chwalba, jak i wychwalane Osoby Boskie, wycofują się ku powodowi, pretekstowi, dekoracji. Pieśń! Znam te moce pieśni znad świeckich ognisk, Jerycho pokazuje, że potrafiły się ujawniać i w nawach świątyń – nawet, jeśli nawoływały do wielkopostnych płaczów i ukorzeń.

Jeśli należycie do Jerychowej widowni „wyspecjalizowanej”, odsyłam do strony zespołu i całości jego dyskografii, to fascynująca podróż i imponująca konsekwencja laboratoryjnej pracy nad zerwaną dopiero w XIX wieku muzyczną tradycją wykonawczą. A jeśli nie macie ambicji specjalizować się w średniowiecznej pieśni sakralnej – nie musicie. Dajcie sobie czystą przyjemność spotkania z nią. //AKD


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.